Oko dziewczyny błysnęło.
Myślała.
— Dwa lujdory i dwa które już mam, to cztery... Niewiedząc kiedy przyjdę do majątku...
I głośno dodała:
— Dobrze, panie... Będę miała ból głowy... — Będę chorą... Będę narzekała... Bądź pan spokojny, potrafię panią Laurier oszukać. — Cóż więcej?
— Wieczorem, powróciwszy do domu, będziesz się coraz więcej i więcej skarżyła...
— To rzecz łatwa... Cóż dalej?
— I nazajutrz będziesz przez cały dzień leżała w łóżku.
Zenejda podskoczyła na siedzeniu.
— Cały dzień! — zawołała. — Bez jadła i napoju?
— Przecież możesz pościć przez dwadzieścia cztery godzin.
— O! to panie, jest niepodobieństwem!... Ja bym z tego naprawdę zachorowała. Ale to nic nieszkodzi... Pomimo to będę jadła... Przyniosę sobie wieczorem co z miasta i schrupię jak mama wyjdzie z domu. Ale panie, to będzie podwójna komedya...
— To też do dwóch lujdorów, dodam trzy jeszcze...
— Pięć lujdorów! — rzekła Zenejda upojona radością. — Sto franków za to że będę leżała i nic nie robiła! To mi się podoba! Figlarz z pana i skorzystasz pan z mojej nieobecności, aby wejść do magazynu, dla wynurzenia pannie Renacie swoich zapałów...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1253
Ta strona została przepisana.