— Skoro tak, to odeślę panu do domu... Ale nie dzisiaj... do Port-Creteil daleko, a już jest późno.
— Bardzo dobrze, moja pani... ale pod warunkiem, że pani jutro odeśle z pewnością.
— O! zaręczam panu, niezawodnie!...
— O której godzinie?
— O której panu będzie naj dogodniej.
— Jutro rano żony mojej nie będzie w domu, a chciałbym, aby już powróciła i mogła doręczy o przysłanej przez panią osobie, notatkę dotyczącą innych koronek, jakich potrzebuje...
— Zatem po południu.
— Ale nie wcześniej jak o drugiej... bardzo proszę...
— Punkt o drugiej... Przyślę swoją pannę sklepową, która się rozmówi z panią...
— Bardzo mnie pani zobowiążesz... Chciej pani przyjąć pięćset franków na rachunek...
— Ależ, panie, nie trzeba! Wszystko razem pan zapłaci.
— Idzie mi o to, abyś pani przyjęła zaliczkę... Będę pewniejszym że pani dotrzyma obietnicy...
Pani Laurier wzięła pieniądze i dała pokwitowanie.
Leopold schował je do pularesu i pożegnał kupcową, mówiąc:
— Jutro, o drugiej...
— Bądź pan spokojny... — nie obędzie pan czekał... — odpowiedziała pani Laurier, odprowadzając nowego klienta aż do drzwi, które za nim zam-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1263
Ta strona została przepisana.