W rozmowę wmięszała się Zirza.
— No... no... kochana pani Laurier. Uspokój się pani... Nie gniewaj się i chciej mnie wysłuchać.
— Niechcę się uspokoić i nie będę słuchała! — Mój handel przedewszystkiem. Ja się nie mogę obejść bez Renaty!
— A gdybym ja ją na dziś zastąpiła!
— Ty, Zirzo! — zawołała kupcowa.
— Spodziewam się, że pani masz do mnie zaufanie?...
— Zdaje mi się że ci ufam. — I w dniu wypłaty powierzyłabym ci swoją kassę.
— Otóż widzisz pani jak się rzeczy mają... Renata wnusi iść dzisiaj do notaryusza... Opatrzność, która jak się zdawało, dawno ją opuściła, dzisiaj ją bierze w swoją opiekę... Renata cudownym sposobem wróciła do posiadania papierów, które zdawały się na zawsze stracone i które, jak się zdaje, naprowadzą ją na ślad jej rodziny i pozwolą odszukać matkę... Chciałaźbyś pani opóźnić chwilę, w której będzie mogła uścisnąć tę matkę nieznaną, a jednak nie mniej kochaną?
— Ach! ty wiesz że tak nie jest! — zawołała pani Laurier zupełnie uspokojona i bardzo wzruszona. — To kochane dziecię! poświęciłabym raczej wszystko, niż opóźniła jej szczęście, chociażby na pięć minut! Renato, moje dziecię, skoro cię Zirza zastępuje, zwalniam cię najzupełniej.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1284
Ta strona została przepisana.