— No, a ja to się nie liczę? — zapytała Zirza ze śmiechem.
— Ale czy ja naprawdę mogę na ciebie liczyć?
— Masz pani moje słowo, a ja nigdy nie kłamię...
— Nie opuścisz mnie?
— Jak własny cień pani... dopóki pani nie zgodzisz innej panny, jak najodpowiedniejszej dla siebie.
— No, jeżeli tak, to wszystko dobrze.
— A więc! byłam pewna, że się porozumimy.
— Życzę naszej kochanej Renacie szczęścia i majątku i spodziewam się, że nawet u szczytu pomyślności nie zapomni ona o swojej starej kupcowej, która ją kocha z całego serca i będzie jej zawsze żałowała...
Mówiąc te słowa, pani Laurier obcierała oczy wilgotne z prawdziwego rozczulenia.
Renata prawie niemniej była wzruszona.
— E, droga pani — odpowiedziała — czyż pani możesz sądzić, że jeżeli mnie kiedy spotka szczęście, będę o tyle niewdzięczną, aby zapomnieć o tobie, po tem, gdym u ciebie znalazła przytułek i przychylność... Wspomnienie tego zostanie na zawsze wyryłem w mojem sercu... Ale czyż to przepowiadane szczęście mnie kiedy spotka?... Prawie temu nie wie-