rzę, albo raczej nie śmiem wierzyć... Rozczarowanie byłoby okrutnem...
— Bądź pewna, że nie będzie żadnego rozczarowania... — zawołała żywo Zirza — ale nie mówmy o tem... Twój narzeczony czeka na ciebie punkt o dziesiątej, aby cię zaprowadzić do notaryusza... — Pamiętaj abyś się nie spóźniła... Teraz proszę mi powiedzieć, co mam robić, aby Renatę nie bardzo niezręcznie zastąpić...
— Dobrze... — rzekła pani Laurier — Renata opowie ci, co trzeba zrobić zrana... Po południu będziesz musiała wyjść.
— Czy będę miała kursa do odbywania? — zapytała Zirza.
— Jeden, ale bardzo daleki...
— A, to mi wszystko jedno! Mam dobre nogi, a zresztą jak śpiewa pani Bonnaire w Eldorado:
Po bulwarze, po bulwarze...
— Ale moje dziecko — rzekła pani Laurier śmiejąc się — zostawisz tramway na bulwarze, bo cię poślę do Port-Creteil...
— Znam Port-Creteil! Tam się jada wcale dobre potrawki! Drogą żelazną winceńską. Jedzie się do Saint-Maur-les-Fossés i zamiast okrążać przez most, jedzie się do Laurenta, garkuchniarza znanego ze smaku potrawki z ryb i królików z sosem, a tam się bierze łódkę, która za dziesięć centymów przewozi na drugą stronę. Na którą mnie pani pośle ulicę?