— Na ulicę Przylądka.
— Akurat naprzeciwko... Ulica prawie niezabudowana, domy stoją zdala jeden od drugiego... — Można być w biały dzień zabitym, a niktby się nie domyślił... Znam ten kąt, jak swoją kieszeń... Cóż mam załatwić na ulicy Przylądka?
— Zanieść paczkę. koronek i otrzymać resztę należności, na którą dostałam znaczną zaliczkę...
— Zaniosę, odbiorę i powrócę...
— Trzeba tam być o drugiej...
— Będę, godzina wojskowa...
Dobry humor Zirzy w zupełności uspokoił panią Laurier i prawie ją pocieszył po przypuszczalnym wyjeździe Renaty.
Ta ostatnia obznajmiła swoją przyjaciółkę z porządkiem w sklepie, gdzie zrana bywało mało kupujących i o godzinie wpół do dziesiątej, uściskawszy panią Laurier i naznaczywszy Zirzie schadzkę na dziewiątą wieczorem, powróciła na ulicę Beautreillis.
Tam przebrała się na te tak ważne odwiedziny, jakie miała uskutecznić i czekała na Pawła.
Punkt o dziesiątej młodzieniec zapukał do drzwi.
Renata pobiegła otworzyć.
Student miał twarz zachmurzoną.
Córką Małgorzaty spostrzegła to od pierwszego rzutu oka.
— Co ci to, mój przyjacielu? — zapytała go żywo. — Czy byś od wczoraj otrzymał jaką złą nowinę?
Paweł z przeczuciem potrząsnął głową.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1288
Ta strona została przepisana.