— Ani łaski, ani litości!... — odparł Robert; — jeżeliś ty zapomniała, to za to, ja pamiętanm.
— Nie masz prawa, pozbawiania mnie dziecka na zawsze... — odpowiedziała Małgorzata.
— Twoje opuszczenie nadało mi to prawo i ja z niego korzystam.
— Bylżebyś tak nielitościwym i okrutnym do tego stopnia, że przeszkodziłbyś żałującej matce uściskać swoją córkę... powiedziéć jéj że ją kocha?...
— Ona by ci nie wierzyła... — Tybyś ją zgrozą przejęła...
— Czy ona nie wie o tajemnicy swego urodzenia?
— Nie potrzebuję ci odpowiadać.
— Jednakże mi odpowiesz... — Nienawiść twoja źle ci usłużyła!... Meldując nowonarodzone dziecię pod imieniem Renaty, córki Roberta Vallerand i Małgorzaty Berthier, przyznałeś, że dziecię to było mojém!... — Ja teraz nie błagam. Ją wymagam!... — Ja chcę swojéj córki! Oddaj mi córkę, bo w przeciwnym razie udam się do sędziów!
Robert zaczerpnął w swoim gniewie tyle energii, że się zerwał z piorunującém spojrzeniem i, zawołał:
— Zgoda, udaj się do sędziów! — Gdy przyjdą mnie badać, znajdą moje zwłoki, bo ty skracasz ostatnie chwile, jakie mi pozostają do życia, a te zwłoki nie przemówią! — Ty nie masz córki i Renata tylko do mnie należy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/129
Ta strona została przepisana.
XVI.