Siły deputowanego Z Romilly wyczerpały się.
Hucząca w nim wściekłość, straszliwe, tamuj mu oddech wzruszenie przybliżały przewidzianą chwilę, któréj się doktor obawiał.
Zdawało mu się, że jego serce przeszywa rozpalone żelazo i przyciskając obudwoma rękami dyszące piersi, upadł znowu na szezlong.
Małgorzata stała przerażona.
Uczyniła ruch, jak gdyby dla pochwycenia sznurek od dzwonka.
Robert ujrzał to poruszenie i wyciągnął rękę aby ją zatrzymać.
Nie wołaj... — szepnął gasnącym głosem. — Nie wołaj... mam ci jeszcze coś powiedziéć.
Wdowa spuściła rękę.
Umiérający znowu wypił trochę lekarstwa i przez parę chwil pozostał niemy, bezwładny z okiem przygasłém, obwisłemi ustami, podobny raczéj do umarłego niż żywego.
W czasie gdy ta dramatyczna i rozdziérająca scena odbywała się w salonie zamkowym — Leopold Lantier w ubraniu szypra,— przestępował otwarć bramę i wchodził do sieni.
Klaudyusz, służący, spostrzegł go i wyszedł naprzeciw niego.
— Czego pan żądasz?
— Wszak tu mieszka pan Robert Vallerand deputowany? — rzekł Lantier.
— Tutaj.
— Pragnąłbym się z nim widziéć.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/130
Ta strona została przepisana.