— Paweł Lantier... — Byłżebyś pan krewnym pana Paskala Lantier, wielkiego przedsiębiorcy?
— Jestem jego synem... Czy pan znasz mego ojca?
— Ze słyszenia dobrze, inaczej nie...
Temi słowy zakończono rozmowę.
Renata i Paweł zamienili z notaryuszem ukłon i wyszli z gabinetu i z kancelaryi.
— Dziwna rzecz!... — rzekł do siebie pan Auguy, pozostawszy sam. — Syn Paskala Lantier, siostrzeniec Roberta Vallerand, staje w obronie tego dziewczęcia, w którem się bez wątpienia zakochał, i które jest, o czem on nie wie, jego blizką krewną! Znowu i znowu tajemnica!
Młodzi ludzie wrócili do czekającej na nich dorożki.
Córka Małgorzaty wydawała się zajętą i posępną.
— Droga Renato — rzekł do niej Paweł — trochę cierpliwości, proszę cię!... Porzuć troski, zmartwienia... Koniec końcem idzie tylko o zwłokę, a jeżeli mam wierzyć przeczuciom, nic nie stracisz na czekaniu... Jutro prędko nadejdzie.
— Wszak pojedziesz ze mną?...
— Wiesz, że za nic w świecie nie pozwoliłbym ci sam jechać. Czy mi powierzysz tę kopertę?...
— Weź ją, mój przyjacielu... Jest to tajemnica mego życia, którą masz w ręku... To nasza przyszłość, którą ci powierzam.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1303
Ta strona została przepisana.