— Doprawdy, to mi sprawia przyjemność... — Przepływałam przez Mamę i mróz mi zaszedł za paznogcie.
— Zirza przestąpiła próg pokoju stołowego i z widocznem zadowolnieniem zbliżyła się do trzaskającego ognia.
— Koronki są w tem pudełku... — mówiła dalej.
— Czy masz pani rachunek?
— Tak panie, oto jest...
— Mam dopłacić tysiąc franków, czy tak?
— Najzupełniej.
— Zaraz je pani wyliczę — odparł zbieg z więzienia, wydostając portmonetkę z kieszeni. Ale siadajże pani i ogrzej się...
Zirza usiadła i wyciągnęła nogi do ognia.
— Czy pani już dawno jesteś u pani Laurier — rzekł układając równo na stole lujdory na stoliku.
— Dopiero od dzisiaj, ale my się znamy oddawca.
— Czy kupcowa zwiększyła personel sklepu?
— Nie panie... Ja zastępuję pannę sklepową.
— Pannę Renatę?
— Patrzcie! to ją pan znasz?
— Tylko z widzenia i z nazwiska:.. Jest to panienka bardzo interesującej powierzchowności...
— Anioł, mój panie!... — anioł!...
— Wczoraj jeszcze tam była...
— Tak, ale od wczoraj upłynęło dużo wody...
— Doprawdy!... Czyżby panna Renata zachorowała?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1312
Ta strona została przepisana.