nym płynem, pochodzącym z baryłki, na której dużemi literami było napisane: nafta.
Zbiegły więzień patrzał przez szyby i nie tracił żadnego szczegółu, z tego cośmy opisali.
— Widział, jak jego były wspólnik podszedł do kantoru, zapłacił i skierował się ku drzwiom, a wykręciwszy się na piętach, aby nie być poznanym, gdy Jarrelonge wyszedł, znowu się za nim udał.
— Nie potrzeba wypytywać odźwiernych... — pomyślał. — Dowiem się o mieszkaniu mego zucha...
Przyspieszył kroku, wszedł w pół minuty za Jarrelonge’m do domu, szybko minął idąc na palcach izbę odźwiernego, który nań nie zwrócił uwagi, wszedł na schody i zaszedł aż na drugie piętro, gdzie stanął i nadstawił ucha.
Nad nim dawały się słyszeć na schodach kroki.
Jarrelonge wchodził po woli.
Po krótkim przystanku na trzeciem piętrze, poszedł wyżej, wszedł na czwarte i zapuścił się w korytarz, na który wychodziły drzwi jego pokoju.
Otworzył je, wszedł i zamknął za sobą.
Na stole dopalała się świeczka, długa zaledwie na parę centimetrów.
Obok stała lampa naftowa.
Jarrelonge zdjął szkło, nalał lampę płynem, który z sobą przyniósł, zapalił knot, zgasił świecę, wydał westchnienie zadwolenia, usiadł, odkorkował swoją butelkę wina, ukroił chleba, odkrył talerze i z apetytem zaczął posiłek.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1322
Ta strona została przepisana.