Zaledwie połknął pierwszy kąsek potrawki baraniej z kartoflami, sporządzonej u restauratora z przeciwka, gdy nagle gwałtownie zadrżał.
Ktoś zapukał do drzwi jego mieszkania.
Niepokoiła go każda rzecz nieprzewidziana.
Nie odpowiedział i czekał.
Zapukano powtórnie.
— Kto to może być? — zapytywał sam siebie uwolniony więzień.
Odpowiedź na zadawane sobie pytanie nie dała długo czekać na siebie.
Jarrelonge zostawił drzwi niezamknięte. Leopold pokręcił klamkę, otworzył i stanął na progu.
Zbieg, z Troyes był przebrany tak zręcznie, że go były wspólni nie poznał i Jarrelonge podnosząc się na poły aby się ukłonić.
— Zdaje mi się, że się pan mylisz... Kogo pan szuka?
— Szukam pana Jąrrelonge’a... — odparł Leopold — wszak to tutaj?
I wszedł całkiem zamykając za sobą drzwi, z których nięząpomniał wyjąć klucza.
Słysząc głos nowoprzybyłego, uwolniony więzień zbladł jak śmierć.
Czuł, że się nogi pod nim chwieją.
— Ty!... — wybełkotał pomięszany; — to ty!...
— Więc mnie poznajesz!... — rzekł Leopold śmiejąc się szkaradnie. — Tak dawnośmy się nie widzieli, że mogłeś zapomnieć nawet dźwięku mojej mowy...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1323
Ta strona została przepisana.