Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1349

Ta strona została przepisana.

Czoło Wiktora się zmarszczyło.
— Zachodzi ważna przeszkoda... — szepnął.
— Jaka?
— Pan wiesz, że ojca pańskiego, pana Paskala, nie ma w Paryżu...
— Nie wiedziałem o tem...
— Jego podróż ma potrwać aż do połowy przyszłego tygodnia, jak mówił, a mnie poruczył nadzór nad warsztatami.

III.

— Ależ — zauważył Paweł — czy nie mógłbyś na dzień lub najwięcej na dwa, przez które potrwa twoja nieobecność, zdać ten nadzór na Ryszarda?
— Ach! nie mów mi pan o moim bracie!... — odparł Wiktor głuchym głosem. To niepoprawny nicpoń, który w końcu zostanie takim samym bandytą, jak nędznicy z którymi się wdaje... Czyż ja wiem, gdzie on jest obecnie?... Od tego wieczoru gdy były moje zaręczyny, nie pokazał się ani w domu, ani w warsztacie... Zostało mu w kieszeni trochę pieniędzy z pensyi, poszedł hultaić się, grać, upijać... Widziano, że się poniewierał po najnikczemniejszych dziurach, pośród nierządnic i ludzi bez czci i wiary!... Mój brat, panie Pawle, nabawia mnie drżeniem... Boję się, aby nie zniesławił nazwiska, które nasz poczciwy ojciec zostawił nam bez skazy... Ale przestańmy się nim zajmować, bo mnie oburzenie ogarnia