— Więc teraz się trzeba tylko umówić się co do wyjazdu.
— Bądź jutro na dworcu kolei Wschodniej o wpół do siódmej... Przywiozę tam Renatę i zdam na twoją opiekę.
— I możesz pan być pewnym, że ją dobrze strzedz będę! Będę jutro rano na dworcu... Czy pan tu zostajesz na obiad, panie Pawie.
— O której jadasz?
— O szóstej z mamą Baudu i jej córkami po obiedzie robotników.
— A więc! zgoda.
Podmajstrzy wrócił do warsztatów.
W trzy kwandranse powrócił.
Podano obiad o w pół do osmej, Paweł i Renata idąc spacerem, skierowali się na ulicę Beautreillis.
W chwiligdy wchodzili na korytarz domu, jakiś człowiek biegnący szybkim krokiem, trzymając na ramieniu walizę, która mu twarz zasłaniała, prawie ich potrącił.
Pośpiech jego był tak wielki, że ich prawie nie zauważył.
Weszli ona schody prowadzące do szczupłego mieszkanka Renaty i stanęli na ostatnim odstępie, gdy Paweł się zatrzymał.
Duszący odór nafty i spalonego mięsa, wydostawał się z korytarza, który zaczął się zapełniać przykrym dymem.
— Co to jest? — zawołał student głośno.
Renata drżała.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1351
Ta strona została przepisana.