Paweł postąpił kilka kroków w korytarz.
Z pod drzwi jednego pokoju, z którego było słychać przytłumione rzężenie i jęki, widzieć się dawało jasne światło.
Młodzieniec poczuł, że mu włosy powstają na głowie.
Po umyśle jego przebiegła myśl straszliwa.
— W tym pokoju jest ogień — rzekł — i ktoś się w nim żywcem pali.
— Mój Boże — zawołała Renata — może jeszcze czas pomódz temu nieszczęśliwemu.
Paweł zbliżył się do drzwi.
Jęki stały się wyraźniejsze.
Pomacał drzwi ręką.
Klucza nie było w zamku.
— Zamknięte — szepnął student — co mi to szkodzi? Tu nie idzie o wahanie, lecz o działanie...
— Cofnął się, a potem skoczył z rozpędem, w nadziei, że jednem uderzeniem ramienia drzwi wysadzi.
Stare drzwi, mocne pomimo wieku, zatrzeszczały i pękły, ale się nie otworzyły.
Paweł słyszał, że ktoś woła stłumionym głosem o pomoc.
Znowu się rozpędził.
Tym razem drzwi ustąpiły przed jego usiłowaniem i oczom jego przedstawił się straszliwy widok.
Na ziemi, jakiś człowiek wił się w płomieniach.
Student przesadził rękę przez otwór, odemknął skoczył do pokoju, zerwał z łóżka kołdrę, rzucił ją
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1352
Ta strona została przepisana.