Pod nim szumiała czarna woda, roztrącając się o filary.
Opanował go jakiś zawrót.
Zląkł się i instynktownie cofnął, ale prawie natychmiast okrutne postanowienie wzięło górę; znowu zapragnął umrzeć i zbliżywszy się do poręczy, chciał przez nią przeleźć, co w jego stanie opilstwa nie łatwo było uczynić.
Niemniej jednak już miał tego dokonać, gdy czyjaś ręka chwyciła go za kołnierz surduta i odciągnęła w tył, gdy tymczasem głos jakiś szeptał mu do ucha:
— A no! przyjacielu, cóż to za szczególna myśl aby dać nurka, przychodzi ci do głowy? Zdaje mi się, że teraz nie jest pora zimnej kąpieli...
— Puść mnie... — rzekł pijak usiłując się wyrwać. Do milion djabłów, daj mi pokój!... Jeżeli mi się podoba zeskoczyć, to moja rzecz.
Ręka jego nie puściła zdobyczy i przykuła brata Wiktora Beralle do miejsca.
Jednocześnie mówił głosem pewnym:
— No, bez głupstw, mój Ryszardku!.. W twoim wieku nikt się nie topi dla głupiego biletu na tysiąc franków.