Młodzieniec usłyszawszy te słowa, zaprzestał wszelkiego oporu.
Umysł jego opanowało zupełne odurzenie.
— Pan mnie znasz... — wyjąkał.
— Do licha! Jesteś Ryszard Beralle, kochanek małej Wirginii Baudu, ładnej dziewczyny, świeżej jak pączek róży, której siostra Stefcia w ciągu dwóch tygodni ma zostać żoną twego brata.
— Ponieważ pan to wiesz, to ci zapewne wiadomo za co mnie mama Bandu wyrzuciła za drzwi.
— Z pewnością, ale nim trzy dni upłynie, otworzy ci swoje drzwi i objęcia... Ja to biorę na siebie...
— Pan bierzesz na siebie?...
— Tak jest.
— Więc chcesz mi pożyczyć tysiąc franków?
— Być może...
Ryszard zadrżał.
— Czy to nie żarty? — zapytał.
— Wcale nie... To zupełnie na seryo... Od ciebie zależy dostać owe tysiąc franków...
— Cóż w tym celu trzeba zrobić? Powiedz pan... mów... jestem gotów na wszystko... na wszystko, czy pan rozumiesz?
— Weź mnie pod rękę i chodźmy.
Ryszard wlepił błędny wzrok w człowieka, który tak do niego przemawiał, poczem, nagle chwytając za rękę, zawołał:
— Chodźmy... Poszedłbym z tobą, gdybyś był nawet djabłem...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1374
Ta strona została przepisana.