Były — więzień poprowadził go z sobą.
Poszli obadwa ku wybrzeżu Bercy.
Po chwili pijak zwolnił kroku i wybełkotał:
— Pytałem pana co trzeba zrobić, ażeby dostać tysiąc franków, a pan mi nie odpiedziałeś...
— Zaraz ci powiem...
Na wybrzeżu Bercy Leopold zatrzymał się przed handlem winnym.
— Wejdźmy... — rzekł otwierając drzwi i popychając Ryszarda przed sobą; poczem zwracając się do gospodarza:
— Czy u pana są gabinety?
— Tak jest, panie, w głębi... z piecem... będzie panom bardzo wygodnie... Co panowie rozkażą?
— Wazkę wina gorącego.
— Brawo! — szepnął Ryszard. Gorące wino to moja słabość...
Obadwa weszli do szczelnie zamykającego się gabinetu, doskonale oddzielonego od pierwszej sali w której siedziało kilku gości palących i grających w karty..
Ryszard coraz więcej rozmarzony zmianą temperatury, upadł na krzesło.
Chłopiec podał gorące wino, z którego wydobywał się drażniący zapach cytryn i korzeni.
Leopold napełnił szklanki.
— Pijmy... — zawołał.
Pijak od jednego razu wypił łyk spory, klasnął językiem i niejako zgalwanizowany przez prawie kipiący napój, rzekł wzmocnionym głosem:
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1375
Ta strona została przepisana.