Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1376

Ta strona została przepisana.

— Ty mnie znasz, to rzecz widoczna, ponieważ wiesz jak się nazywam i tam dalej... Ale ja ci się nadaremnie przyglądam, ja cię nie znam... Nigdym cię nie widział...
— To nic nie znaczy... — odparł zbieg z Troyes, nie masz potrzeby mnie znać, — bylebym ci tylko przyszedł z pomocą... Zaraz pogadamy, tylko wypijmy. Zmarzłem, potrzebuję rozgrzać sobie żołądek... Twoje zdrowie!...
— I twoje!...
Szklanki zostały wypróżnione, powtórnie napełnione i Leopold mówił dalej:
— Tak... teraz lepiej... Obecnie idzie o to, abyśmy się porozumieli... Położenie jest bardzo proste... Ty potrzebujesz tysiąca franków...
— O! tak... — rzekł Ryszard, wiodąc ręką po rozpalonem czole.
Były więzień mówił dalej:
— Te tysiąc franków, matka Baudu, chcąc ci wyświadczyć przysługę, wzięła z kasy robotników, której depozytaryuszem jest jej mąż...
— I musi zwrócić tam zkąd je wzięła... — szepnął Ryszard znowu bełkocąc.
— W przeciwnym razie, jej mąż oskarżonyby został o nadużycie...
— Tak...
— Chybaby wzięła te pieniądze z posagu swojej córki Stefci, coby ją zmusiło do powiedzenia papie Baudu i twemu bratu żeś pożyczył, i pomimo najświetniejszych obietnic nie oddał.