Cofnęła się przed wzrokiem i ruchem swego dawnego kochanka.
— Wracam do Romilly... — rzekła zaledwie dosłyszanym głosem. — Poczekam tam aby ci noc przyniosła radę...
— Ja słucham rad danych mi przez dziewiętnaście lat cierpienia! Com postanowił to musi się spełnić, powtarzam!...
— Zobaczymy!
Małgorzata wymówiła ostatni wyraz tonem wyzywającym, poczém spuściwszy zasłonę spiesznie postąpiła ku drzwiom i wyszła z salonu.
Lantier widział jak przechodziła około niego w czarnéj żałobnej sukni i znikła...
Był on blady i mocno wzruszony.
Tak samo jak marnotrawca rzuca na oślep ostatnie dukaty, Robert w ostatnim wysiłku zużył ostatnie chwile darowane mu przez chorobę.
Jak tylko Małgorzata odeszła, rozdrażnienie nerwowe utrzymujące go na nogach ustało.
— Do mnie!... na pomoc!.. — krzyknął.
Lantier usłyszał to wołanie.
Miał otworzyć drzwi, poskoczyć.
Urszula weszła.
— Do mnie!... do mnie!. — powtórzył Robert.
Gospodyni spiesznie przestąpiła przez próg salonu, nawet nie patrząc na niewczesnego gościa.
Podbiegła ona ku choremu, który opierając się o meble usiłował dojść do swego zwykłego miejsca.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/138
Ta strona została przepisana.