z sobą... Przy moich wskazówkach łatwo ci będzie je zabrać...
Ryszard zadrżał.
W umyśle jego przyćmionym przez pijaństwo5 zabłysło niepewne światełko.
— To byłaby kradzież... — wyjąkał.
Leopold wzruszył ramionami i odparł:
— Tak, gdyby to były pieniądze, ale ponieważ idzie o rzecz niewinną, dzięki której może uniknę nieszczęścia całego życia...
— Dla czegóż sam tych listów nie weźmiesz?
— Bo dziewczyna ujrzawszy mnie, miałaby się na baczności jeżeli jest w istocie winną, a jeżeli nie, toby mi nie przebaczyła podejrzenia...
— Jakże ja listy dostanę?...
— Czy możesz ze mną jechać do Nogent?
— Mogę ci dokąd chcesz towarzyszyć...
— No, to ja ci powiem we właściwem miejscu i czasie, co trzeba zrobić.
— Dobrze. Kiedyż pojedziemy?
— Dziś w nocy.
— Dziś w nocy! — powtórzył Ryszard zadziwiony.
— Za dwie godzin, o dwunastej minut trzydzieści pięć.
— Zgoda... Ale moje pieniądze? — dodał opój, patrząc rozmawiającemu prosto w oczy z widoczną nieufnością. — Kiedyż odbiorę swoje pieniądze?
— Tysiąc trzysta franków natychmiast... a resztę jak mi doręczysz wzmiankowane listy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1381
Ta strona została przepisana.