Ryszard się głośno roześmiał, twarz mu się zaczerwieniła, żyły w skroniach nabrzmiały.
— Dawaj... — wybełkotał przerywanym głosem.
— Dawaj... chcę widzieć...
Zbieg z więzienia wydostał pulares dosyć dobrze wypchany.
Wyjął z niego bilet tysiąc frankowy, który położył na stole przed młodzieńcem, a potem, obok biletu ułożył piętnaście lujdorów...
Oczy Ryszarda zabłysły.
— I to wszystko moje?... — zawołał kładąc drżące ręce na bilecie bankowym i na sztukach złotą.
— Twoje...
— I mogę zapłacić mamie Baudu...
— Naturalnie...
— A po powrocie z Nogent-sur-Seine dostanę pięć tysięcy franków, które mi pozwolą ożenić się z Wirginią.
— Dostaniesz.
— No, tyś przyjaciel... ty... dobry... prawdziwy... ratujesz tonącego, słowo honoru!
I opój w swojem wylaniu, przycisnął ręce Leopolda do swojej piersi, a potem rzekł:
— Słuchajno... idzie mi bardzo o jedną rzecz.
— O co?
— Chciałbym przed odjazdem oddać te pieniądze mamie Baudu... poczciwa kobieta byłaby tak zadowolona...
— Czemużby nie? o której tam zamykają zakład?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1382
Ta strona została przepisana.