biście, czego nie mógł doprowadzić do skutku..... Potrzebuję rozumnego podmajstrzego, a znam Ryszarda oddawna... Ma on wielkie wady, ale nie sądzę aby był niepoprawnym... Przyszedł dziś wieczorem do mnie, prosząc o miejsce, którem mu obiecał, i błagając o zaforszusowanie summy którą pani winien, a której jak się wydaje, pani potrzebujesz obecnie... Wydawał mi się serdecznie tak zmartwionym sprawionym pani kłopotem, żem nie miał odwagi odrzucić jego prośby, i że przychodzę pani zapłacić...
— Mamo Baudu... mamo Baudu... — bełkotał Ryszard wylewając szczere łzy, których po większej części powodem było wino; teraz już nie powiesz, że jestem ladaco... nicpoń... kanalia!... Nie powiesz tego!
Dzielna kobieta była mocno wzruszona.
— To dobrze, chłopcze, coś zrobił... — odpowiedziała — jestem z ciebie zadowolona...
Poczem zwracając się do Leopolda, do dała:
— Dziękuję panu z całego serca... — rzekła — zaufanie jakie pan okazujesz Ryszardowi, z którego jestem pewna, okaże się godnym, wyświadczą mi wielką uciechę... Czy go pan zabierzesz na prowincyę?...
— Tylko na kilka dni... Potrzebuję aby dopilnował warsztatu który zakładam, ale wkrótce będzie w Paryżu...
— I wyjeżdżacie?
— Jeszcze dziś w nocy... Mamy tyle tylko czasu, ile potrzeba aby zajechać na kolej.
— Czy Ryszard uprzedził brata?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1385
Ta strona została przepisana.