Sędzia śledczy nie spuszczał wzroku z bladej twarzy pani Bertin.
Ujrzał, że nagły rumieniec zabarwia jej policzki i nie mogąc się domyśleć, jakie wspomnienie wywołało to zapytanie w umyśle wdowy, wyprowadził z tego rumieńca zupełnie fałszywe wnioski.
— Pani, — rzekł tonem poważnym, — czy pani przysięgasz powiedzieć mi zupełną prawdę?
— Zapewne, panie, przysięgam!... Powtarzam panu, że najsilniej wierzę w niewinność Honoryny, lecz jestem przekonana, że kłamstwo byłoby więcej szkodliwe, niż pożyteczne dla udowodnienia tej niewinności...
— Dla czego żeś się pani, zmięszała, mówiąc o pensyi w Troyes, gdzie panna de Terrys została wychowana?
— To nie zmięszanie, to wzruszenie, a wzruszenie to pochodziło z czysto osobistego wspomnienia.
— Zatem, — mówił dalej sędzia trochę niedowierzająco, — pani nie wiedziałaś, że pan Robert de Terrys od czasu do czasu odwiedzał pensyę pani Lhermitte, gdzie był znany tylko z imienia, i gdzie nie wiedziano że był ojcem Honoryny?
— Tego nie wiem, wcale nie wiem... i przyznaję, że to mi się wydaje nieprawdopodobnem...
— Czy pani wiesz, że hrabia de Terrys miał sekretnie w swoich usługach kobietę, która wyglądała za bardzo mu oddaną, niejaką Urszulę?
Małgorzata widocznie zadrżała.
Zadziwienie jej się wzmagało.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1405
Ta strona została przepisana.