Sędzia śledczy przewracając stronnice drżącą ręką, szeptał:
— Czy to być może?... czy to być może?...
— To rzecz widoczna... Czytaj pan!...
Pan Villeret odszukał wskazaną stronnicę.
— Pisane czerwonym atramentem... — mówił dalej Paweł.
Urzędnik pożarł wzrokiem ustęp cytowany już niejednokrotnie naszym czytelnikom.
— I podpis hrabiego! — zawołał potem. — I trucizna? której nikt nie mógł oznaczyć natury i pochodzenia, przy wiezioną została ż Indyj przez samego pana de Terrys... A wszystko się spiknęło, aby potępić to nieszczęśliwe dziewczę!... Cóżeśmy mieli zrobić?... Cóżeśmy mieli zrobić?...
Paweł nie odpowiedział.
Myślał sobie:
— Mieliście po prostu, i z najlepszą w święcie wiarą, skazać niewinną...
Sędzia śledczy wyciągnął do młodzieńca ręce.
— Dziękuję panu — rzekł. — Dziękuję z całego serca!... Oszczędzasz mi wiecznego wyrzutu sumienia... Jakim sposobem ten rękopis wpadł panu w ręce?
Syn Paskala Lantier opowiedział, śmierć Jarrelonge’a,
— Widocznie popełniono kradzież... — rzekł urzędnik wysłuchawszy. — Ale co było powodem, tej kradzieży i dla czego nędznik, którego śmierci byłeś świadkiem, pochwycił książkę nie mającą dlań żadnej wartości?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1417
Ta strona została przepisana.