Nie zatrzymał żadnego wyraźnego wspomnienia o tem co wczoraj zaszło.
Zbieg z Troyes stojąc przed nim z założonemi rękami, przyglądał mu się z uśmiechem.
Ryszard przez kilka sekund napróżno zapytywał swojej pomięci i w końcu zawołał:
— No, gdzież ja jestem?
— Jakto — odparł Lantier — czy sobie nie przypominasz?
— Nie...
— Zapomniałeś, że jesteś w Lille jako podmajstrzy u człowieka ufnego i hojnego, i że ten człowiek zapłacił wczoraj za ciebie dosyć okrągłą sumkę tysiąca trzystu franków pani Baudu, twojej przyszłej świekrze?
Ryszard wyskoczył z łóżka...
Słowa mówiącego przywiodły mu na pamięć jego gwałtowną sprzeczkę z kupcową win przy ulicy Saint-Mandé, jego projekt samobójstwa, most Bercy, wreszcie niespodziewane ukazanie się nieznajomego, który ofiarowaniem pieniędzy przeszkodził mu się utopić.
— Och! nieszczęśliwy! — wyjąkał kryjąc twarz w dłoniach. — Łotr!... nicpoń... łajdak!... Byłem pijany, jak zwykle!...
— Co dowodzi — odparł Leopold ze śmiechem — co dowodzi, że przysłowie ma słuszność, mówiąc; że Bóg czuwa nad pijakami. Tym Bogiem byłem ja, com cię chwycił za kołnierz w chwili, gdyś miał skoczyć do zimnej wody!... ja com ci ofiarował, nie pa-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1422
Ta strona została przepisana.