Potem dla przekonania siebie samego dodawał:
— Zresztą, tu nie idzie o kradzież... Wołałbym sobie uciąć prawą rękę, niż wziąść komu choć grosz. Tutaj idzie o wyświadczenie przysługi przyjacielowi bogatemu i hojnemu, który się ma za oszukanego i chce wiedzieć czego się ma trzymać... Słowo honoru, byłbym zadowolony, gdyby mi kto Wyświadczył toż samo, jeżelibym podejrzywał Wirginię. A potem, ten człowiek jest moim wybawcą... Wstrzymał mnie w chwili, gdym miał skoczyć do wody jak głupiec... Przynajmniej trzeba się okazać wdzięcznym i starać mu się odpłacić...
Opilstwo zwolna ogarniało głowę Ryszarda, zagłuszyło jego sumienie i ukazywało jako naturalny, a nawet zacny, ów niegodziwy czyń zalecony i opłacony przez mniemanego Pawła Pelissiera.
Ten ostatni od pierwszego rzutu oka ocenił stan fizyczny i moralny młodzieńca, którego sobie powinszował.
— Otóż jestem... — rzekł.
— A więc? — zapytał brat Wiktora wstając. — Czy wszystko idzie według życzenia?
— Tak jest i przychodzę udzielić ci ostatnich instrukcyj... Pamiętasz ty com ci mówił?
— Doskonale... Mam dobrą pamięć... Młoda panienka którą kochasz, którą chciałbyś zaślubić, ale którą podejrzy wasz, że ma jakiegoś gacha, mieszka w hotelu pod ¿łabędziem krzyżowym.
— Właśnie... Zajmuje ona pokój na pierwszem piętrze, oznaczony numerem trzecim.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1430
Ta strona została przepisana.