Handlarze zatrzymywali go w drodze ofiarując mu rozmaite towary za bajecznie, przynajmniéj na pozór, nizką cenę.
On uśmiechając się, lecz nie odpowiadając szedł daléj i wstąpił do sklepu, którego wystawa mu się podobała.
— Może pan sobie życzy pięknego palta?... — zapytała, kupcowa, gruba, matrona z wesołą miną. — Może kapelusza wyglądającego jak zupełnie nowy?... tużurka wizytowego... albo fraka na wesele?
— Nic z tego wszystkiego, kochana pani...
— Więc niech pan powie...
— Potrzeba mi kurtki, kamizelki i spodni manszestrowych.
— Dla pana! — zawołała przekupka patrząc na niego zdziwiona.
— Nie, dla kolegi, który jest cieślą i który mnie prosił o załatwienie tego sprawunku.
— Czy to ma być nowe?...
— O! nie!... — mój kolega nie bardzo jest bogaty.
— Mam co panu potrzeba... — coś porządnego, używanego nie dłużéj jak przez kwartał...
Kupcowa wydobyła z szuflady kompletne ubranie manszestrowe, koloru szkła butelki, z przyczepionemi do każdéj sztuki kartkami, w istocie znajdujące się w bardzo dobrym stanie i mówiła daléj:
— Czy przyjaciel pański jest wysokiego wzrostu?....
— Tego samego co ja...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/144
Ta strona została przepisana.