— Ja nie wiem czy on żonaty...
— Czy pan oddawna znasz tego pana?
— Ujrzałem go po raz pierwszy przed czterema dniami, gdy przyszedł obejrzyć dom przez siebie wynajęty...
— Ach! mój Boże! mój Boże!... — zawołała kupcowa koronek składając ręce — co to wszystko znaczy?... Ach! jestem pewna że się trafiło nieszczęście.
— Nieszczęście? — powtórzył Baudry.
— Tak panie.
— A jakie?
— Wczoraj moja sklepowa udała się na ulicę Przylądka do pana Fradin, odnieść mu koronki kupione przez niego i w części zapłacone... Miała dostać resztę pieniędzy... kilkaset franków... Obawiam się czy jej nie wciągnięto w zasadzkę...
— A! do djabła!
— Czy nie poszedłbyś pan ze mną do domu pa« na Fradin?
— Z największą przyjemnością; jestem na pani rozkazy.
Fani Laurier udała się za restauratorem, który ją doprowadził aż do bramy ogrodu i zadzwonił w kilka sekund, raz po razie.
Wiemy, że na powtórny odgłos dzwonka, Zirza odpowiedziała wołając o pomoc.
— To ona... — rzekła żywo pani Laurier. — Poznaję jej głos... Co się w tym domu dzieje?
— Zaraz się dowiemy, proszę pani...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1443
Ta strona została przepisana.