Restaurator był mężczyzna zwinny, silny i zdecydowany.
Rozpędził się, schwycił obiema rękami za szczyt muru, podniósł siłą rąk ze zręcznością gimnastyka z profesyi i zeskoczył na drugą stronę, do ogrodu.
Drzwi były zamknięte tylko na klamkę. Otworzył kupcowej koronek i oboje spiesznie pobiegli ku Domkowi.
Baudry bez żadnej prawie pomocy skoczył na parapet okna otwartego przez Izabellę.
— Kobieta bez przytomności... — zawołał z przestrachem.
— To Zirza... To biedna Zirza... Pomóż mi pan... nie trzeba ani chwili czasu tracić z ratunkiem.
Restaurator nachylił się ku pani Laurier, ujął ją za ręce, i bez żadnego trudu podniósłszy ją do góry, postawił na podłodze pokoju stołowego, gdzie padła na kolana łkając, przy młodej kobiecie, której głowę uniosła do góry.
— Wszak prawda że ona żyje? — zapytał żywo Baudry, — Szkodaby było, taka ładna dziewczyna!...
— Nie... nie... — odpowiedziała kupcowa, poczuwszy pod ręką bicie serca Zirzy. — To tylko zemdlenie...
— Trzeb aby zimnej wody.
— Ja mam przy sobie flakonik z solą trzeźwiącą... dam jej powąchać.
— I pani Laurier pod nozdrza Izabelli podstawiła flaszeczkę soli angielskich nadzwyczaj silnych.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1444
Ta strona została przepisana.