— Jak to dawno temu?
— Więcej jak dwadzieścia cztery godzin... odpowiedziała pani Laurier. — Wczoraj wyjechałaś z Paryża.
— Wczoraj!... — powtórzyła młoda kobieta powtórnie zdjęta przestrachem. — Ależ w takim razie Renatą jest zgubiona... Trzeba za nią pośpieszyć...
odszukać, ją... i dałby Bóg abyśmy ją mogli odszukać żyjącą... Pójdź pani.., pójdź... Jedźmy...
— Same nic nie zrobimy... Wezwijmy na pomoc sprawiedliwość...
— Ja jej dam wskazówki...
— A ten nędznik? ten Fradin?
— Spełniwszy zbrodnię uciekł, aby ścigać Renatę... Pomimo woli dałam mu objaśnienia. Nawet nie zabrał tych koronek, tak mu było pilno ztąd się oddalić... — dodała Zirza wskazując na pudełko stojące na stole. Ach! łotr! łotr! Musiał już dokonać swego dzieła... Renata pewno już nie żyje, a ja się przyczyniłam do jej zguby przez swoją nieostrożność.
Izabella załamywała ręce.
— No! uspokój się moje dziecię — mówiła pani Laurier. — Nie trzeba eszcze wyrzekać się nadziei... Czy czujesz się dosyć silną aby iść...
— Tak pani... Aby przyjść z pomocą Renacie nie zbraknie mi ani odwagi ani siły.
Podczas gdy to mówiły, restaurator Baudry zwidzał dom.
— Niema nikogo... — rzekł wracając. — Nie myliłaś się pani, nędznik jest daleko...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1451
Ta strona została przepisana.