— Czy nie można inaczej wyjść tyłka przez okno? — zapytała kupcowa koronek.
— I owszem... — Drzwi od domku, tak samo jak i od ogrodu, zamknięte były tylko na zasuwkę.
— Więc pójdź gani, pójdź — rzekła Zirza ciągnąc panią Laurier. — Chciałabym jak najprędzej być w Paryżu Panie: — mówiła dalej zwracając się do Baudry’ego — błagana cię, ani słówka o tem, co tutaj zaszło... Tu może idzie o życie młodej panienki...
— Bądź pani spokojna, będę niemym... Tylko pozamykam drzwi i okno i uporządkuję wszystko tak jak było...
— Dziękuję panu... Chodźmy pani...
Kupcowi której najważniejsze wypadki nie przeszkadzały myśleć ó swoich interesach, zabrała ze stołu pudełko z koronkami i udała się za Zirzą.
W pół godziny później obiedwie kobiety wsiadały do pociągu, który je miał zawieźć do Paryża.
∗
∗ ∗ |
Pamiętamy, że pani Bertin kazała stangretowi zawieźć się na przedmieście Saint-Denis przed więzienie Świętego Łazarza, z którego panna de Terrys lada chwila mogła wyjść uwolniona z pod zarzutu zbrodni.
Małgorzata przez pół godziny siedziała nieruchomie w powozie, z wzrokiem utkwionym, w główną bramę.
Po upływie tego czasu ogarnęła ją niecierpliwość.