Pani Bertin, której nogi strudzone przez wzruszenie zaledwie ją mogły utrzymać, upadła na jedną z tych ławek i pogrążyła się w myślach.
Miała ujrzeć Honorynę, która ją pewnie objaśni co do Renaty.
Wzrok jej machinalnie był wlepiony w drzwi, któremi weszła do więzienia.
Rozkaz uwolnienia miał nadejść temi drzwiami.
Upłynął czas, który biednej kobiecie wydał się wiekiem.
Odźwierny spojrzał na zegarek.
— Piąta... rzekł. Czekasz pani już więcej niż pół godziny... Boję się, czyś pani nadziei nie wzięła za rzeczywistość...
— O! panie, to niepodobna.
— Jednakże pani widzi że nikt nie przychodzi.
Małgorzata westchnęła i uczuła ściśnienie serca.
Miałaż doświadczyć nowego zawodu?... Czy dowody uznane przez Pawła za niezbite, nie wydały się sędziemu śledczemu jako niedostateczne?
Nagle zapukano do drzwi.
Pani Bertin zadrżała i zatrzymała oddech.
Wszedł strażnik policyjny z torbą skórzaną na pasku.
— Do kancelaryi...rzekł — ekspedycya z sądu.
Otworzył torbę i podał odźwiernemu dużą kopertę przy której znajdowała się kartka papieru i rzekł znowu:
— Proszę podpisać pokwitowanie, jeśli łaska.
— Natychmiast odpowiedział oficyalista.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1454
Ta strona została przepisana.