— Jaknajpewniej... Pani Lantier dzisiaj wyjechał w drogę...
Pani Bertin uczuła bolesne ściśnienie serca.
— M drogę!...— powtórzyła.
— Tak pani... i przed chwilą odebrałam dla niego depeszę, być może bardzo pilną, którą będę mu mógł wręczyć dopiero po powrocie.
— A nie wiadomo przynajmniej, czy jego podróż potrwa długo? — rzekła wdowa.
— Nie zdaje mi się, proszę pani. Pojechał do Troyes, a jego powrót nastąpi pewno razem z powrotem panny Renaty.
Usłyszawszy to imię Małgorzata zadrżała; całą jej istotą ogarnęło nieopisane wzruszenie.
— Renata! — zawołała. — Pan wymówiłeś imię Renaty?
— Tak jest, pani... panny Renaty... Ładnej i młodej panienki... którą ocalił od śmierci... którą pielęgnował... wyleczył... którą ma zaślubić i która dziś rano wyjechała za interesem familijnym...
— O! to ona... to pewno ona... — mówiła dalej biedna matka. — Nie mogę wątpić że to ona... I dziś rano wyjechała z Paryża?
— Tak, pani...
— Sama?.
— O! nie, proszę pani... Pan Paweł nie mogąc jej towarzyszyć, oddał ją pod opiekę jednego ze swoich przyjaciół.
— Dokądże pojechała?
— Nie wiem, proszę pani...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1465
Ta strona została przepisana.