— Chciałbym wiedzieć, kto to sobie pozwala takich hałasów po nocy! — zawołał ujrzawszy młodzieńców; — posyłam po żandarmów...
— Nie czyń pan tego!... — odparł Wiktor. — My znamy osobę która sztuka i obawiamy się, czy się nie trafiło jakie nieszczęście... Otwieraj więc pan prędko...
Stukanie i dzwonienie nie ustawało.
— Nie rozbijać dzwonka i nie hałasować... — rzekł gospodarz przeze drzwi. Cierpliwości... Zaraz otwieram...
I drzwi się otwarły.
Zirza na progu tupała nogami z niecierpliwości.
Za nią dwie osoby, Małgorzata i panna de Terrys, nikły w cieniu.
Ujrzawszy Wiktora i Ryszarda, Izabella wydała okrzyk radości.
— Pan! pan! tutaj! — zawołała chwytając rękę podawaną jej przez podmajstrzego. — Ach! oddycham! Gdzie Renata.
— W swoim pokoju.
— Czy się jej nic nie przytrafiło?
— Nic, dzięki Bogu!... Poznała głos pani i czeka.
— Niechaj Bóg będzie błogosławiony co ją ocalił!... — wyrzekła Małgorzata z nieopisanym wyrazem: Nareszcie uściskam swoją córkę...
Wiktor usłyszał te słowa, lecz ich nie zrozumiał i spojrzał z głębokiem osłupieniem na tę, która je wymówiła.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1483
Ta strona została przepisana.