czego obawiać niebezpieczeństw, — które ci groziły, ponieważ my tu jesteśmy... a ja przybywam z zapowiedzią szczęścia... szczęścia niezmiernego...
— Szczęścia niezmiernego... — powtórzyło dziewczę z zadziwieniem.
— Tak. Największego ze wszystkich...
— Jakiego?... Mówże!
— Ach! nie jestem wstanie... łzy głos mój tłumią... ale to są łzy szczęścia...
I wskazując ręką na Małgorzatę Zirza dodała:
— Popatrz na tę panią...
— Więc?...
— Więc ta pani jest twoją matką!...
Z ust Renaty nie wydobył się żaden wykrzyk.
Dziewczę stało nieme, niejako sparaliżowane przez osłupienie.
Sądziło, że jest igraszką marzenia. Uczucie rzeczywistości dla niej znikło.
Małgorzata łkając, nie mogła przemówić ani słowa.
Podpierana przez Honorynę zbliżała się milcząc, z wyciągniętemi ramionami.
Nagle połysk światła rozjaśnił umysł Renaty.
Poskoczyła najprzód w ramiona gotowe do jej przyjęcia, i jednośnie zabrzmiały dwa wykrzyki.
— Moja matko!...