— Moja córko!...
Widzowie tej wzruszającej sceny mieli oczy pełne łez rozczulenia.
— Moja córko... moje dziecię!... — mówiła Małgorzata pokrywając pocałunkami czoło włosy i policzki Renaty. To moją córka!.... Prawiem to odgadła ujrzawszy ją u pani Laurier... Serce mnie do niej ciągnęło i nie myliło się!... Więc to ty, moje ukochane dziecię!... To ty moja ubóstwiana córko!... Jakże cię kocham, o mój Boże!... Jakże cię kocham!
— Moja matko!... moja matko!... — szeptała Renata głosem słabym jak powiew wiatru. — I ja cię także...
Nie dokończyła i straciła w objęciach Małgorzaty przytomność.
Honoryna i Zirza poskoczyły ku niej.
— Mój Boże! — zawołała biedna matka z sercem szarpanem przez niepokój. — Mój Boże, miałażbym odnaleźć swoje dziecię na to, aby je zaraz utracić!...
— Nic jej nie będzie, moja przyjaciółko — odpowiedziała panna de Terrys, pomagając Izabelli posadzić zemdlone dziewczę w fotelu. — Gwałtowna radość sprowadziła to osłabienie, które przyjdzie bardzo prędko.
Sierota się nie myliła.
Po upływie kilku sekund, blade lica Renaty przybrały kolor różowy.
Jej pierwszy uśmiech, pierwsze spojrzenie były dla Małgorzaty.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1486
Ta strona została przepisana.