abyśmy w jednym dniu znaleźli się tu wszyscy, ojciec, syn, podmajstrzy...
Po tym krótkim monologu, Wiktor puścił się w dalszą drogę.
Z ulicy Portowej w Troyes do więzienia jest daleko.
— Szczególniej daleko było dla obcego, który kierowany pobieżnie, nie zbyt jasno, objaśnieniami; co chwila błądził i musiał się cofać napowrót.
Nareszcie doszedł do celu.
W chwili gdy stanął przed więzieniem drzwi tegoż zamknęły się za studentem prawa.
— To tu — rzekł Wiktor do siebie — teraz trzeba się przechadzać, bo pan Paweł pewno jeszcze nie przyszedł.
Co do tego to się mylił, jak wiemy.
Udajmy się do więzienia za synem Paskala, rozmawiającym z odźwiernym, który mu otworzył.
— Proszę pana jeszcze nie czas do odwiędzin — rzekł dozorca bramy.
— Ja nie przychodzę w odwiedziny.
— Więc może pan co przynosi dla którego z aresztowanych.
— I to nie.
— To czegóż pan chce?
— Chciąłbym po prostu prosić pana pisarza o pewne objaśnienie.
— Źle pan trafiasz!
— Dla czego?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1505
Ta strona została przepisana.