obieraj rzepę! — przerwała pani Baudu, — Ryszard jest hultaj... — jemu się zdaje, że ktoś przepada za jego twarzą i że mu się niewiedziéć co wybaczy! — Grubo się myli! — szczęście moich dzieci przedewszystkiem. — Jeżeli się nie poprawi, powiem mu bez ogródki co myślę!... — Niech z ciebie bierze przykład! Niech będzie pracowity, oszczędny, porządny, nie pije, a szczególniéj, niech ludzi nie zarywa!...
— Jakto, mamo Baudu — rzekł Wiktor zakłopotany — czyżby od ciebie co pożyczył?
— To już interes pomiędzy mną a nim, ale ja mu szepnę do ucha parę słówek...
— On nie jest zły, mamo Bandu, zapewniam cię... — odrzekł Wiktor — tylko słaby jak dziecko, ot i wszystko...
— Gdy kto jest tak słaby to się daje wciągnąć... a w obecnym czasie o złe znajomości łatwiéj niż o dobre...
— To prawda, aleja go wyłaję... będę nad nim czuwał.
— I dobrze zrobisz.
— Czy zapłacił za stół za ostatnie dwa tygodnie?...
— Prawie...
— Oh ciąłbym za siebie zapłacić.
— Czy płacono u pana Lantier?
— Płacono... przed chwilą...
— Baudu, podaj mi książkę... — zawołała gospodyni.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/151
Ta strona została przepisana.