A mój ojciec był winien milion hrabiemu... i nagle się mu wypłacił... Jaka przepaść!... To byłoby potwornem...
Przygniatany okropną nie spokojnością która go dręczyła, student szedł chwiejąc się jak człowiek pijany.
Naglę uczuł czyjąś rękę na ramieniu, zwrócił wzrok na tego co go tak zaczepiał w mieście, gdzie nie miał nikogo znajomego i wydał głuchy wykrzyk poznając Wiktora Beralle.
— Ty! ty tutaj, Wiktorze! — zawołał z przestrachem. — I sam! Renata? gdzie jest Renata?
— Uspokój się panie Pawle — odparł żywo podmajstrzy. — Panna Renata jest zupełnie bezpieczna... Za jej zdrowie ja odpowiadam...
— A jednak ją opuściłeś...
— Bez najmniejszej niespokojności, bo osoba która mnie zastępuje w Nogent-sur-Seine, — gdzie wypadało się zatrzymać do jutra rana do powrotu notaryusza, będzie czuwała tak samo dobrze, a nawet lepiej niż ja bym mógł to uczynić.
— W czyich że ją zostawiłeś rękach?
— W rękach jej matki...
Paweł stanął osłupiały z zadziwienia.
— Jej matki! — odrzekł zaledwie zrozumiałym głosem. — Renata odnalazła swoją matkę?
— Tak jest, panie Pawle... i pan ją znasz...
— Ja ją znam, ja?
— Ty kochasz ją z całej duszy, — a ona ci odpłaca takiém samem przywiązaniem.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1512
Ta strona została przepisana.