nagromadziłem zbrodnię na zbrodni, ale ci dobrze wiadomo, że nie ja jeden jestem winnym... Mam wspólników...
— Miałeś jednego i ten umarł przy ulicy Beautreillis.
— Mam jeszcze jednego, jeżeli pozwolisz, i wyzywam cię abyś tego wydał sędziom! Czy to ja dla siebie, co prawnie nie mogłem dziedziczyć, chciałem zabić nieprawą córkę Robertą Vallerand, sprzątnąłem Urszulę Sollier i popełniłem resztę... Wiesz doskonale że nie, a ponieważ znasz moje nazwisko, to wiesz także i nazwisko człowieka, który wydawał rozporządzenia i opłacał moją pracę... Panowie, jestem gotów udać się za wami... Prowadźcie mnie do więzienia w Troyes. Paskal Lantier, mój zacny kuzyn, twój szanowny ojciec, młodzieńcze, dziś wieczorem tam znajdzie Się także!...
— Mój Boże! mój Boże! — wyjąkał Paweł załamując ręce. — Nie myliłem się... Mój ojciec był wspólnikiem tego nędznika!...
— Złożę na to dowody...
Student upadł na krzesło i zakrył twarz rękami.
Łkanie dusiło go.
— Dowody te ty zniszczysz... — rzekł Wiktor głuchym głosem.
— Możesz iść spać, mój mały! — odparł Leopold tonem łotrowskim i z gestem nie dającym się opisać.
— Nie wymienisz nazwiska Paskala Lantier... — mówił dalej podmajstrzy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1532
Ta strona została przepisana.