mnie należy... Proszę abyś pan pozostał spokojnym i od tej chwili aż do jutrzejszego wieczora posunął odwagę aż do bohaterstwa... Przysięgnij, że się wstrzymasz do jutrzejszego wieczora za nim wyrzeczesz co do jego i o jego wspólników losie.. Przysięgnij mi na pamięć twojej świętej matki... na swoją miłość dla panny Renaty... Zaklinam cię, przysięgnij.
Głos podmajstrzego był poważny i prawie rozkazujący, jakkolwiek błagalny.
Wywarł on głębokie wrażenie na Pawle.
— Przyrzekam ci, mój przyjacielu — odpowiedział — zaczekam...
— Dziękuję, panie Pawle, a teraz w drogę... — rzekł Wiktor Beralle.
Poczem zwracając się. do Leopolda i pokazując mu rewolwer, dodał:
— Ty, łajdaku, nie czyń żadnego usiłowania do ucieczki, radzę ci, bo jak Bóg na niebie, nie zabiję cię, ale ci strzaskam łapę...
— Bądź spokojny, — odparł były więzień — poczekam do jutra... Nic mi nie będzie potrzeba strzaskiwać... Pójdźmy gdzie chcecie...
Ryszard, zapłacił rachunek.
Pięć osób wyszło z gabinetu, a następnie z restauracyi i udało się w stronę dworca kolejowego.
W drodze Wiktor rzekł bratu parę słów do ucha.
Ten wszedł do sklepu powroźnika, zkąd we dwie minuty wyszedł, niosąc małą paczkę zawiniętą w gruby szary papier.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1538
Ta strona została przepisana.