Przyśpieszył kroku i połączył się z gromadką.
Wkrótce przybyli do oberży, w której z rana stanęli Wiktor i Zirza.
Wiktor kazał sobie dać numer.
Wprowadzono go na drugie piętro do pokoju dosyć obszernego, gdzie się zamknął z towarzyszami.
— Położysz się do łóżka... — rzekł do Leopolda.
— Ależ...
— Nie ma się co spierać... — przerwał podmajstrzy. — Trzeba być posłusznym... Pan Paweł i mój brat będą nad tobą czuwać... za pięć minut powrócę. Pani Izabello, bądź łaskawa pójść ze mną...
Zirza usłuchała.
— Gdzie pani pokój?
— Na dolnem piętrze...
— Zaprowadź mnie pani do niego...
— Pójdź.
Gdy stanęli w pokoju, młoda kobieta rzekła:
— Czego ode mnie żądasz, mój przyjacielu?
— Poświęcenia...
— Wszak wiesz, że je posiadam...
— Ja go nie dla siebie potrzebuję...
— A dla kogo?
— Dla pana Pawła.
Zirza westchnęła.
— Biedy chłopiec... — szepnęła — on myśli sobie życie odebrać... Wyczytałam to postanowienie w jego oczach.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1539
Ta strona została przepisana.