Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— No, to co innego, co do gustu... kieliszek wermutu... to dosknałe na żołądek...
— Nie, dziękuję... nic...
— Jak pańska wola... ale prosimy z całego serca...
— O tém nie wątpię...
— Czyś pan już oddał listę do kassy?... — zapytał Largy.
— Już... O drugiéj można pójść po odbiór.
— Pójdziemy... bądź pan spokojny.
W téj chwili drzwi gwałtownie się otwarły i młody człowiek, bardzo przystojny, ale w sukniach w nieładzie, mrugając oczyma, z kosmykami włosów rozrzuconych po czole, wszedł, silnie się zataczając.
— Dzień dobry wszystkim! — wybełkotał z tym głupim uśmiechem, jaki nadaje pijaństwo. — Gospodarzowi, gospodyni, konsolacyi i całemu towarzystwu w ogóle i w szczególe dzień dobry!
Usłyszawszy ten głos, Wiktor się nagle obrócił.
Wirginia zblada.
Baudu zmarszczył brwi a pani Baudu wyrzeka jakieś przekleństwo przez zęby.
Leopold Lantier, przeciwnie, spoglądał na nowo przybyłego przyjaźnie i z uśmiechem.
— Do licha, urżnął się porządnie! — szeptali sobie cieśle do ucha.

XVI.

— No! i cóż... — zawołał pijak. — To tak mnie tutaj przyjmują?... — Tak jak psa w kręgielni! — Papa