— Tak.
— Kiedy?
— Jutro rano.
— Po co?
— Do prokuratora Rzeczypospolitej, który go wzywał i który ma zażądać od niego wyjaśnień w przedmiocie spadku po Robercie Vallerand, który obecnie jest w jego rękach.
— O której godzinie jutro, notaryusz ma się stawić w sądzie?
— O pierwszej...
— A pan Paskal?
— W tym samym czasie co i on, lecz jeżeli się nie zobaczy dziś ze mną na umówionej schadzce, to z pewnością nie pójdzie...
— Dla czegóż?
— Bo z mojej nieobecności wyciągnąłby wniosek bardzo logiczny... mianowicie: Wszystko stracone!
— Dosyć twego jednego słowa aby go uspokoić.
— Pewno, jeżeli pozwolicie mi się z nim widzieć.
— Widzieć nie... Ale napiszesz do niego...
Leopolda zdjęło nerwowe drżenie.
— Wy chcecie go wydać... — wybełkotał. Ależ to i mnie także wydacie...
— Przeciwnie, ja wam otwieram bramę ocalenia...
— Cóż więc chcecie uczynić?
— To cię nie obchodzi, bylebym cię ochronił od gilotyny...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1543
Ta strona została przepisana.