Baudu nie kontent żem trochę wesoły!... Biorę was na sędziów;... czy to moja wina?... — Poprowadziłem wczoraj do Pantin robotników, którzy mury mieli zabezpieczyć słomą od zimna... Gospodarz dał sporo na piwo, a że zimno było djabelskie, zasiedzieliśmy się trochę w knajpie... Zjedliśmy obiad, przespali się, dziś zrana była znowu zupa cebulowa... I oto jestem na stanowisku... gotów do pracy...
Wiktor blady, z zaciśniętemi zębami zbliżył się do młodego człowieka.
— Ślicznie wyglądasz, abyś się mógł pokazać w warsztatach — rzekł głucho.
— Patrzcie; to starszy brat... — odparł Ryszard, wyciągając do Wiktora rękę, któréj ten nie przyjął... — No starszy bracie, nie rób takich strasznych Oczu!... ja wytłómaczę wszystko przyszłemu teściowi... na piwo... absynt... obiad... było późno... a potém, basta, z Pautin do Paryża daleko... tramwaje były pełne... Dwadzieścia cztery godzin czekałem w handlu win...
— No — rzekł Wiktor kładąc mu rękę na ramieniu, pójdź ze mną... zaprowadzę cię do twego pokoju gdzie się prześpisz — a wieczorem znać tego nie będzie...
— Spać!... nigdy w życiu!... — Dzisiaj jest święto odbioru pieniędzy... Ja muszę odebrać co mi się należy i zapłacić mamie Baudu... tak, wszystko co zalega... prześpię się wieczorem...
— Pójdziesz natychmiast! — mówił daléj werkmajster nakazująco.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/155
Ta strona została przepisana.