— Z matką... — wyjąkał przedsiębierca zmięszany.
— I swoją przyjaciółką panną de Terrys — mówił dalej notaryusz. — Czekają w przedpokoju.
Piorun uderzający w środek gabinetu prokuratora Rzeczypospolitej mniej straszne byłby wywarł na Paskalu wrażenie, jak to nazwisko niespodziewanie wymienione.
Na chwilę stracił głowę, ale i tym jeszcze razem przy szedł do siebie.
— Pozwól mi pan się oddalić. — rzekł. — Obecność moja tutaj jest od tej chwili niepotrzebna i prawie śmieszna. Urzędnik sądząc, że tu gra rolę prosty zawód spadkobiercy wyzutego z dziedzictwa i nie uważając przedsiębiercy za bardzo sympatycznego, nie odpowiadając uśmiechnął się i zadzwonił.
Wszedł woźny.
— Wprowadź te panie co czekają... polecił urzędnik...
— One wiedzą o wszystkiem... — pomyślał Lantier. — Oskarżą mnie... Jestem zgubiony!... Ach! nikczemny Leopold!...
Drzwi o tworzyły się powtórnie.
Weszła Renata wsparta na ręku matki, a za niemi szła Honoryna.
Prokurator Rzeczypospolitej wstał na ich przyjęcie i ukłonił im się z uszanowaniem.
Paskal blady i drżący, chciałby, aby podłoga się pod nim zapadła.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1555
Ta strona została przepisana.