Drżące usta Paskala powtarzały po cichu z idyotyczną wytrwałością. ten jedyny wyraz:
— Rusztowanie...
— Rusztowanie, zgoda! — zawołał nagle zbieg z więzienia. — Ja sam siebie wyrokować nie będę...
— Przepraszam... — odpowiedział Wiktor ze spokojem — uczynisz to, albo gorzej dla ciebie...
— A1e czyż pan nie rozumiesz, czego chcą te trzy kobiety...
— I owszem, doskonale rozumiem...
— One nas skazały na samobójstwo — rzekł Paskal opanowany nagle przez gorączkę...
— A więc — rzekł podmajstrzy — samobójstwo zawsze jest lepsze, jak mi się zdaje, od rusztowania. Unika się sądu i przysięgłych... widoku maszyny... toalety... krzyków tłumu i mnóstwa innych rzeczy.
— To prawda.. — odparł Paskal. — A ponieważ potrzeba umrzeć, niechaj to będzie natychmiast...
Przedsiębiorca przyszedł do siebie.
Podszedł, a raczej poskoczył ku Leopoldowi, i chwytając go za ręce, zawołał:
— Ja umrę i ty umrzesz ze mną, słyszysz! ze mną. Ty mój zły duch! ty coś mnie namówił do zbrodni i popchnął w przepaść!... ze mną... ze mną... Wołałbym cię zadusić własnemi rękami, niż zostawić przy życiu...
Mówiąc to cośmy przytoczyli, Paskal ściskał jak w kleszczach, ręce swego krewnego.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1563
Ta strona została przepisana.