— Nie... — wyjąkali z przestrachem czując, że im włosy powstają na głowie. — Nie... nie... nie tak...
— A jednak tak być musi! — odpowiedział Wiktor naciskając sprężynę i otwierając puszkę.
Ryszard wziął karafkę z wodą i dwie szklanki.
Postawił je obok puszki kryształowej.
Wiktor rzekł do niego:
— Nalej szklanki.
Młodzieniec usłuchał.
Wtedy podmajstrzy wziął dwie szczypty proszku indyjskiego i wrzucił do każdej szklanki.
Leopold i Paskal na pół bezwładni z przestrachu nie mogli już ustać na nogach.
— Pijcie! — wskazał. Wiktor.
Ani jeden ani drugi nie odpowiedział; nawet zdawało się że nie słyszeli.
Podmajstrzy powtórzył.
— Pijcie! Jeżeli za minutę szklanki nie zostaną wypróżnione, mój brat pójdzie po agentów policyjnych, aby was odprowadzili do więzienia.
Zdawało, się, że ta pogróżka zgalwanizowała nędzników.
Chwiejącym krokiem zbliżyli się do stołu, każdy wziął drżącą ręką szklankę i wypił.
Skutek trucizny był straszliwy.
Zanim upłynęło trzy sekundy, pierwsze symptomata objawiły się ze straszliwą siłą.
Zaczęły się konwulsye.
— Paskal i Leopold wsparli się jeden na drugim, aby się podtrzymać i obadwa upadli na podłogę.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1566
Ta strona została przepisana.