sie swoją głowę na rusztowanie, nie może dać kobiecie nazwiska splamionego krwią i błotem... nie ma prawa mieć przyjaciół... powinien umrzeć...
— Powinien żyć — zawołał Wiktor wchodząc do pokoju. — Powinien żyć dla tych co go kochają, wydrzeć z przeszłości złowrogą kartę, nieznaną nikomu i wziąść żałobę po tych co już nie żyją...
— Wziąść żałobę!... — powtórzył Paweł ze ściśnionem sercem. — Co mówisz, Wiktorze?
— Prawdę...
— Więc mój ojciec...
— Sam się osądził, skazał i wykonał wyrok, tak samo jak i zbieg z więzienia w Troyes...
Paweł padając na kolana, wzniósł w niebo oczy i ręce.
— Boże sprawiedliwości i dobroci — zawołał z wyrazem gorącej wiary — mój ojciec umarł... Jeżeli winy jego były wielkie, to pokuta była straszliwa... Przebacz mu!...
— Drogie dziecię — rzekła Małgorzata — wstań i uściskaj swoją żonę.
I dała znak Renacie aby się do niego zbliżyła.
Narzeczeni z płaczem rzucili się sobie w objęcia.
∗
∗ ∗ |
W sześć miesięcy po opisanych przez nas wypadkach, obchodzono w jednym dniu w merowstwie i w kościele Reuilly trzy małżeństwa, Pawła Lantier z Renatą Vallerand, oraz Wiktora i Ryszarda Beralle z dwiema ładnemi córkami państwa Baudu.